Nasze recenzje
Stefan Pastuszewski Wspólnota pląsów i rechotu na bydgoskiej sceno-widowni
- Szczegóły
- Nadrzędna kategoria: Recenzje
Stefan Pastuszewski
Wspólnota pląsów i rechotu na bydgoskiej sceno-widowni
Jaka publiczność – taki teatr…
Publiczność młoda, żywa intelektualnie, mająca poczucie humoru, ale też zachowawcza, dostosowująca się do rzeczywistości, odwzorująca ją na sobie jak pośmiertną maskę, rozgadana, bawiąca się chwilą i słowem. Przyrodzoną swojemu wiekowi konieczność buntu, realizująca w efekciarskich gadkach-szmatkach przy grillu i piwie.
Rzeczywiście, spektakl „Źle ma się kraj”, którego tytuł równie dobrze zamienić można na „Raz się żyje”, czy „Carpe diem”, zbudował wspólnotę sceny i widowni, jak zresztą chciała reżyserka Weronika Szczawińska. Wspólnotę świetnie bawiącą się i rozmywającą swój przyrodzony bunt w krzykach, hopsach i błazenadzie. Scena kameralna Teatru Polskiego w Bydgoszczy była ogromna, wyszła poza deski obrośnięte, nie wiadomo dlaczego jakimiś trawami… (Dlaczego bajkowe kostiumy?...Świetny był jednak czepek kąpielowy markujący mózg). Ale czy był to teatr ogromny? Nie! Skarlały jak świat, w którym żyjemy, jak nasze jego widzenie, jak nasza filozofia i moralność! Na dekach scenicznych i w myślach widzów kłębiły się bez ładu i składu błyskotliwe sentencje, autorytatywne mądrości, witze podwórkowe, alkoholiczne olśnienia. Aktorzy (i nasze myśli) latali w kółko jak opętani (jest to typowa forma ruchu scenicznego w bydgoskim teatrze), śpiewali, krzyczeli, robili wszystko, aby nie było ani chwili ciszy, zadumy, refleksji. Pchali – często na siłę – akcję do przodu, choć czasem było to trudne i brakowało dobrego pomysłu na kontynuację. (Skądinąd dobrzy aktorzy, grający z pomysłem i z pasją, radośnie. Widać dobrze jest aktorom w teatrze autorskim Pawła Łysaka).
Czytaj więcej: Stefan Pastuszewski Wspólnota pląsów i rechotu na bydgoskiej sceno-widowni
Wanda Nowik-Pala, Piętno przeszłości/Ožiljak prošlosti
- Szczegóły
- Nadrzędna kategoria: Recenzje
PIĘTNO PRZESZŁOŚCI
Poeta jest czułą struną, którą każde silniejsze wrażenie wprawia w niespokojne, wyczerpujące drganie. Nic dziwnego więc, że bałkańscy mistrzowie pióra naznaczeni piętnem wojny, która w ich wrażliwej psychice wyryła głęboką i mimo upływu lat wciąż niegojącą się ranę, poszukując ukojenia sięgają po jedyny znany im lek – po słowo. Robią to również autorzy tomiku „Odlewanie wiersza”.
Życie pod gradem bomb, w ciągłym zagrożeniu, zetknięcie się ze śmiercią bliskich, to przeżycia ekstremalne dla każdego człowieka. Tym bardziej dla poetów. Dlatego wojna do nich powraca. Jej ślady nie zatarły się jeszcze zarówno w ich pamięci, jak i na ziemi. Nie wszystko ułożyło się tak, jakby chcieli. Pomimo względnego spokoju i ustalonych granic w bałkańskim kotle wciąż wrze. Narody wymieszane w czasach Jugosławii nie potrafią zapomnieć o wzajemnych krzywdach, trudno im również pogodzić się z koniecznością utraty ziemi uświęconej krwią i prochami przodków. Oni przecież czują się zobowiązani do troski zarówno o tę ziemię, jak i o to, co ona kryje.
W wierszu „Świeżość pola minowego” Dejan Bogojević pisze: „... Będę czekać na świt/ potem w dół skał zejdę do źródła/ By schować wszystkie ślady/ Przodków/ Jeszcze raz ożyją pola/ Które kwitły i rodziły/ Kiedy byłem martwy...”
Ziemia zniesie wszystko. Ożyje. Zakwitnie jak kiedyś bez względu na to, co zawiera. Dejan jednak wie, że jego stopy „...odpoczywają/ Na oleistych polach/ Gdzie srebrzą się/ Rozżarzone ciała/ Dopiero co rozkrytych zórz...”(„Oleiste pola zórz”). I ta świadomość przynosi cierpienie. Co je ukoi, skoro nawet „...Bogom zamknięto usta...” i jedynie „...Światłość zamarzniętego jeziora/ Uspokaja słowa ojców...”?(„Światłość zamarzniętego jeziora”). Być może poeta ma rację - odwieczne waśnie ucichną, rany się zagoją, gdy wrzące jezioro gniewu zamarznie. Najpierw trzeba je jednak ostudzić...
Obren Ristić także ugina się pod ciężarem bolesnej przeszłości. Jak bardzo jest nią przytłoczony świadczą następujące słowa: „...Wiek cały spadł na bezbronne plecy/ Wiek wilkołaków wiek niezadowolenia...” („Pan jest wielkim poetą”). Jest jednak z nią na stałe związany: „...Już od stu lat czuję na plecach/ całą mękę przodków...”(„Przed odejściem”). Cóż mu jednak pozostaje? Uczestniczenie w bieżącym życiu? W wierszu „Konstytuowanie nowej władzy gminnej” pisze: „...Daleko na wschodzie, w Serbii, może/ Jakby na szarej wyspie/ Ponownie czytam Jesienina, Puszkina/ I religijnego Fiodora Dostojewskiego...”, chociaż „...W miejskim szpitalu krzyczy mój dziadek”..., a „...W uroczystej sali gminnej....naród wybiera nową władzę gminną.” Bo życie się toczy, więc „...na schyłku stulecia/ stoimy w kolejce do komunii/ lub obchodzimy wielkie święta...”(„Timacum maius, timacum minus”), a w międzyczasie „odlewamy wiersze” i opiekujemy się rodziną.
Trauma wojny uwidacznia się również niemal w każdym wierszu Olgi Lalić-Krowickiej. Pisząc o codziennych zajęciach matki Olga stwierdza: „...moja mama przeszła wojnę...” i chociaż spokojnie „...przycina róże/ przekopuje grządki...” oraz „...hoduje nadzieję...”, to jednak wciąż „...czeka na odsłonięte firanki jutra...”(„Moja mama”). Olga od lat mieszka w Polsce. Jest tutaj szczęśliwa: „...Pani namiętność spaceruje/ po moim domu...” („Romantyczność”). A jednak nadal jej „...Wykłute źrenice szukają łez/ w zaplątanych ulicach przeszłości...”(„Lice”). W innym wierszu o miejscu swego zamieszkania, mówi co prawda dość ciepło: „...Karmię się dukielskimi ulicami...” lecz zaraz dodaje „...On wraca. Ze snu do snu....”. Najgorsze są noce. Pełne niespokojnych snów, dręczących wspomnień i koszmarów o czym świadczy wiersz „A mnie dziś w nocy ból nie obchodzi”. Pisze w nim: „...Niebo, jesteś słabe, a mnie dziś w nocy ból nie obchodzi./ Umieramy, giniemy... Dziewczyna Kosowianka plecie warkocze na Kosowym polu...”, a my „...leżymy pod pustą ziemią....” . I zrozpaczona zadaje bolesne pytanie „...dla czyich głów nie ma miejsca na polach przeklętej Jugosławii”. Sny są dziwne. Niepokoją, wzbudzają zamęt myśli i uczuć, doprowadzają na skraj szaleństwa. W jednym z nich „...Rozbita lokomotywa runęła do ciała...”. Jest w nim również „...krzyk w szkatułce i słowo pod dywanem...”(„Lokomotywa”). Może kot „...Mruczeniem wprowadzi mnie do symetrii życia/ w której sen ma spokojny cel...” pyta zrozpaczona w wierszu „Kot na obrazie”, bo „...Życie jak szkielet straszy...”, chociaż ona stara się „... by dniało w uścisku rąk”(Jest tyle słów”).
Czytaj więcej: Wanda Nowik-Pala, Piętno przeszłości/Ožiljak prošlosti
Wanda Nowik Pala - recenzja dwujęzycznej książki Anny Klonowskiej
- Szczegóły
- Nadrzędna kategoria: Recenzje
WPISANI W PIĘCIOLINIĘ
Z tym, że utrata pamięci jest nieszczęściem, zgodzi się każdy. Pamięcią absolutną obdarzeni są jedynie nieliczni. Większość musi się więc zadowolić przeciętnością. Jedno jest pewne, najłatwiej zapamiętuje się to, co jest zgodne z zainteresowaniami, wzrusza do głębi, pobudza wyobraźnię i ciekawość.
Anna Klonowska jest tego doskonałym przykładem. Od lat wpisuje w pięciolinię swej pamięci miejsca, ludzi i zdarzenia, wobec których nie mogła pozostać obojętna. Dzięki temu powstał ten szczególny zbiór melodii, który oddaje w ręce czytelników z nadzieją, że usłyszą to, co ją zachwyca, przeraża, napawa smutkiem lub radością, skłania do rozmyślań o przemijaniu, roli przypadku i przeznaczenia.
„Melodie pamięci” to książka pisana sercem. A serce Anny to rozedrgana struna, od lat uwrażliwiona na wszystko, co ma związek z Kresami Wschodnimi, muzyką poważną, dolą człowieka, a w szczególności z losem Żydów polskich.
Skąd takie zainteresowania? Muzyka istnieje w jej życiu od czasów, gdy jako dziecko zaczynała naukę gry na skrzypcach. Nie jest skrzypaczką lecz lekarzem dermatologiem, ale to, co zostało zaszczepione w dzieciństwie towarzyszy jej niemal każdego dnia. Nic dziwnego więc, że echa tych zainteresowań odzywają się w jej opowieściach. Każda z nich jest swego rodzaju symfonią, w której zgodnie współbrzmią odgłosy natury i tak istotnej jej części, jaką jest człowiek. Pokusiła się nawet o to, by w dwóch opowiadaniach powierzyć muzyce wiodącą rolę. Przy czym, o ile „Tamten walc” ukazuje, co potrafi zdziałać przypadek, to „Szpilki, futro i kapelusz” uświadamiają nam, że muzyka nie tylko wzbogaca wnętrze człowieka lecz może mieć również decydujący wpływ na jego życie.
Piękny rosyjski walc promenadowy „Wspomnienie o Gatczynie” łączy przeszłość z teraźniejszością. Cztery części symfonii Gustawa Mahlera TYTAN są niejako odzwierciedleniem kolejnych etapów życia bohaterki drugiego z tych opowiadań. W obydwu znajdujemy dowody, że zainteresowania muzyczne autorki nie są powierzchowne. Któż nie słyszał o „Ave Maria”! Niewielu potrafiłoby jednak wymienić aż czterech kompozytorów utworu o tym tytule lub sprawić, by czytelnik nie tylko ujrzał orkiestrę symfoniczną wykonującą utwór Mahlera lecz niemal ją usłyszał.
Anna Klonowska urodziła się na Kurpiach, w bliskiej jej sercu Ostrołęce, studiowała zaś w Akademii Medycznej w Białymstoku, gdzie zetknęła się z działalnością Studenckiego Studia Radiowego „RADIOSUPEŁ”. To właśnie tam, w swym ukochanym „Suple” szlifowała precyzję języka, pogłębiała wiedzę i zawierała przyjaźnie. Wiele z nich przetrwało do dnia dzisiejszego. Wtedy też ugruntowały się jej zainteresowania Kresami. Pierwsza wyprawa na Litwę na Kongres Polaków z okazji dwusetnej rocznicy urodzin Adama Mickiewicza, wygłoszenie referatu o muzyce z czasów wieszcza, odwiedziny miejsc związanych z jego życiem i twórczością pozostawiły niezatarty ślad i chęć powrotu na ziemie, gdzie kolejne pokolenia dbają o wiarę i czystość języka przodków i gdzie nikt się nie wstydzi swego patriotyzmu. Ile tych wypraw było? Ile będzie? Każda z nich wnosi coś nowego. Tak jak spotkanie z ludźmi, którzy stamtąd pochodzą. Niektórzy, jak urodzony na Wołyniu bohater wstrząsającej sagi rodzinnej „Tu jest nasz dom” oraz „Wołyński chłopiec”, czyli sierżant IV Pułku Piechoty z kieleckiej Bukówki, doczekali się osobnych opowieści, inni przewijają się w pozostałych tekstach. Najwidoczniej jest w tamtych ziemiach coś szczególnego. Co ją tam przyciąga? Pamięć o pochodzących stamtąd ludziach, poszukiwanie śladów polskości, nasiąknięta krwią ziemia, czy chęć wędrówek tropami bohaterów trylogii Sienkiewicza?
Czytaj więcej: Wanda Nowik Pala - recenzja dwujęzycznej książki Anny Klonowskiej
Wiesław Gromadzki (09.12.1959 - 23.05.2007)
- Szczegóły
- Nadrzędna kategoria: Recenzje
Wiesław Gromadzki (09.12.1959 - 23.05.2007)
dziennikarz, publicysta, poeta i prozaik, regionalista, animator życia literackiego, wieloletni prezes Klubu Literackiego „Maksyma” w Białej Podlaskiej
Wiesław Gromadzki urodził się 9 grudnia 1959 r. w Łukowie, jako syn Edwarda - inżyniera technologii drewna - i Genowefy z Jurczaków. Od 1960 r. mieszkał w Białej Podlaskiej. Ukończył Szkołę Podstawową nr 3 oraz I Liceum Ogólnokształcące im. J. I. Kraszewskiego w Białej Podlaskiej. Od dziecka był aktywny w wielu dziedzinach życia. W latach szkolnych brał udział w licznych olimpiadach przedmiotowych (na różnych szczeblach), zdobywał liczne dyplomy w zawodach lekkoatletycznych oraz amatorskim kolarstwie. Jak można przeczytać z jego pamiętników, pisanych pod koniec szkoły podstawowej, nie lubił języka polskiego, był także z ortografii. W klasach siódmej i ósmej znalazł się jednak na liście najlepszych uczniów. Podczas nauki w szkole średniej zaczęły kształtować się jego zainteresowania pisarskie i dziennikarskie. Brał także udział w turniejach krasomówczych. Jego pierwszym sukcesem pisarskim było zdobycie w 1976 r. głównej nagrody w ogólnopol-skim konkursie na recenzję książki społeczno-politycznej, ogłoszonym przez Wydawnictwo Harcerskie „Horyzonty” oraz tygodnik „Na Przełaj”. W 1979 r. został jednym z laureatów Turnieju Wiedzy Filozoficznej (na poziomie centralnym), zorganizowanego w ramach Olim-piady Wiedzy o Polsce i Świecie Współczesnym.
W liceum był aktywnym harcerzem (uzyskał stopień harcmistrza). Współorganizował m.in. wakacyjne obozy harcerskie (głównie w Gnojnie nad Bugiem), piesze wędrówki i rajdy, co było jego młodzieńczą pasją. Konsekwencją pogłębianych zainteresowań okazały się studia na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego (1979-1984). Po ukończeniu studiów podjął w 1984 r. pracę w Komendzie Chorągwi ZHP w Białej Podlaskiej, a następnie w Biurze Wystaw Artystycznych w Białej Podlaskiej, jako specjalista d.s. oświatowych. W latach 1985-1988 pracował jako redaktor w regionalnym tygodniku „Słowo Podlasia”, w latach 1988-1993 w bialskim oddziale redakcji „Sztandaru Ludu” i „Dziennika Wschodniego”. W latach 1987-1992 pełnił funkcję redaktora naczelnego „Bialskopodlaskiego Biuletynu Kulturalnego”, który następnie został przekształcony w „Podlaski Kwartalnik Kulturalny”. W latach 1993-1994 zatrudniony był w Młodzieżowym Domu Kultury w Białej Podlaskiej. W latach 1996-1997 pracował w Oficynie Wydawniczej „Vigo”. W następnych latach nie był na stałe związany z żadnym pismem, współpracował jednak z wieloma redakcjami. Publikował swoje artykuły m.in. w „Słowie Podlasia”, „Pod-laskim Kwartalniku Kulturalnym”, „Kresach Literackich”, „Nowinach Podlaskich”. W 1999 r. współredagował Biuletyn Towarzystwa Przyjaciół Pamięci Józefa Piłsudskiego w Białej Podlaskiej.
Lira-Śliwa Tadeusz, recenzja -Słowiański bukiet
- Szczegóły
- Nadrzędna kategoria: Recenzje
W antologii współczesnych sztuk słowiańskich pt. Między Ochrydą a Bugiem (Krosno, 2011) znalazłem teksty literackie i prace artystyczne około dwustu autorów z różnych krajów słowiańskich (m.in. z Polski, Serbii i Chorwacji), a także z Europy Zachodniej, Izraela, Stanów Zjednoczonych i Gwatemali (książka ma ponad 450 stron!). OLGA LALIĆ-KROWICKA – redaktorka, a zarazem tłumaczka wspomnianej antologii – pisze, że jej wielkim marzeniem było: zrobić coś pięknego dla naszej słowiańszczyzny (Wstęp, s. 3). Należy dodać, że O. Lalić-Krowicka urodziła się w 1980 roku w Šibeniku (Chorwacja). Po jugosłowiańskiej wojnie domowej przyjechała z rodzicami do Polski. Miesz-ka i tworzy w Dukli.
Antologia jest zbiorem utworów (jednego gatunku, z jednego okresu) wy-branych z twórczości różnych autorów (gr. anthologia = zbiór kwiatów). Geneza antologii pt. Między Ochrydą a Bugiem nawiązuje do słowiańskiego pochodzenia autorów, którzy mieszczą się między macedońskim jeziorem Ochrydzkim a polsko-ukraińsko-białoruską rzeką Bug. O. Lalić-Krowicka wyjaśnia, że to geograficzne nawiązanie: polega też na tym, że pierwsza szkoła piśmiennictwa, m.in. staro-cerkiewno-słowiańskiego (założona przez św. Klemensa – ucznia św. Cyryla i Metodego), powstała nad Ochrydzkim je-ziorem, a nasza praojczyzna słowiańska znajdowała się gdzieś tutaj, tuż nad Bugiem, jak wskazują hipotezy naukowe (s. 3).
Antologię współczesnych sztuk słowiańskich otwiera wiersz LILIANY ABRAHAM-ZUBIŃSKIEJ (Kielce): Dzień w którym umarł Czesław Miłosz (s. 6). Można powiedzieć, że ten utwór jest poetycko-geograficznym przewodnikiem po Górach Świętokrzyskich: Wieczorem w dolinach [...] zbierają się jesienne mgły./ W Łącznej rodzina bocianów medytuje nad odlotem.// Zamykam oczy,/ by zoba-czyć gdzie dzisiaj zapada słońce.// Wnętrze góry otwiera się przyjmując strudzonego wędrowca. Natomiast ROBERT CZOP, mieszkaniec Soliny (Bieszcza-dy), zaprasza czytelników na koncert poezji: w podkamiennym/ sklepieniu wzruszeń/ ulotne strofy szybują/ ciepłą barwą głosu// wśród ścian tętna/ we łzach świec błyszczących/ między strun drżenie/ dźwięk się cieniem przemyka (Koncert poezji w cerkwi w Łopiance; dedykacja: Stanisławowi Ożogowi i Władysławowi Serafinowi, s. 20).
Poeci odwiedzają ciekawe miejsca. IZABELA IWAŃCZUK (Słupsk) pisze list poetycki w... herbaciarni. Kto jest adresatem tego listu? Mężczyzna? A może Bóg? Autorka wkłada wiersz do białej koperty: historia może się nie powtórzyć/ ponieważ nie lubię swoich zdjęć// więc zobacz/ jak przeista-czam się/ w słowo patrz zamieniam się/ w nie powoli tak jak/ stygnąca woda w japońską wiśnię (Z herbaciarni, s. 41).
Odmienny klimat literacki panuje w krótkim opowiadaniu PIOTRA LENARCZYKA (Wrocław): Diabła wykluła się Roku Pańskiego 1987. Od samego początku wszystko, czego dotyka natychmiast staje się szpetne. Jakby była drzewem, które rośnie korzeniami do góry. I w tych korzeniach zaczynają gnieździć się ptaki. Albo jeszcze lepiej – wrony (Diabła, s. 164). To mroczne opowiada-nie koresponduje ze sztuką teatralną OLGI LALIĆ-KROWICKIEJ: Krew, nasienie, Ewa (s. 202). Autorka nawiązuje w swoim dramacie do jugosłowiańskiej wojny domowej: GENERAŁ: Do góry, w dół, lewo, prawo! Niech umierają!... Świnie, psy, bydło całe. Traumatyczne przeżycia wojenne dominują też w utworach bałkańskich pisarzy. DANIJELA T. BOGOJEVIĆ (Serbia) czuje się śmiertelną ofiarą wojny domowej: Umieram w nocy/ zanoszą mnie na śnieg (Ofiara, s. 223). Podobne obrazy poetyckie znalazłem w wierszach DEJANA BOGOJEVICIA (Serbia), VESNY DENCIĆ (Serbia), SLAVENKI IVANKOVIĆ (Chorwacja), NIKOLI LALIĆ (Chorwacja), ELFRIDY MATUC MAHULJI (Chorwacja) i innych bałkańskich autorów.
Nie sposób przedstawić w tej recenzji wszystkich współautorów antologii (pisarzy, malarzy, grafików, fotografików, etc.). Myślę, że ta obszerna (i wartościowa!) książka zyska duże uznanie u czytelników i krytyków literackich – w Polsce i w innych krajach.
Między Ochrydą a Bugiem. Antologia współczesnych sztuk słowiańskich, przekł. i red. Olga Lalić-Krowicka, Krośnieńska Oficyna Wydawnicza, Krosno 2011, ss. 458