DIABŁA
Eutanazja kwiatów. Maleńki pająk nieistnienia. Śmierć Diabły była taka, jak jej
życie. Życie Diabły.
Diabła wykluwa się Roku Pańskiego 1987. Od samego początku wszystko, czego dotyka natychmiast staje się szpetne. Jakby była drzewem, które rośnie korzeniami do góry. I w tych korzeniach zaczynają się gnieździć ptaki. Albo jeszcze lepiej -wrony. Bo wrony są czarne i mają szpetne dzioby i wydają przeraźliwe dźwięki podobne do skowytu wilka. I dlatego nie mówi się, że usiadły na ziemi ptaki tylkousiadły wrony. Bo nie można się zgodzić, że coś takiego jest ptakiem. Tak, więcniech w tym drzewie zagnieżdżą się wrony. I niech drzewo rozrasta się i rozrasta aż w końcu dosięgnie słońca. I zakryje to słońce. Albo jeszcze lepiej – niech owinie się wokół niego swoimi korzeniami i ściągnie na dół. Tak właśnie jest z Diabłą.
Najpierw matka. Jej brzuch - nabrzmiały, pulsujący. Pęcherz powietrza zbryzgany siatką fioletowych żyłek. Jej twarz – blada, śmiertelna. Groty oczodołów i odór porannych wymiocin oblepiający kąciki ust. Jej pochwa – zużyte naczynie.
Ojciec nie może patrzeć na matkę. Jeszcze długo po narodzinach Diabły nie może patrzeć. Ale potem traci pracę i nie może patrzeć już tylko na siebie. Ojciec wyprowadza się w 1995 roku. Rok później matka powie Diable, że wyprowadził się przez nią. Dwa lata później Diabła upoluje i zamknie w szczelnie zakręconym słoiku malutkiego pająka.
Na razie jest rok 1995. Diabła idzie do zerówki. W deszczu spadających kasztanów, raz po raz oglądając się za siebie. Idzie. A z nią wszystko, co parszywe.
*
Żeby być w zgodzie z prawdą – bo w takich historiach nie wolno kłamać nawet jeśli kłamstwo jest przydatne a może nawet nieodzowne, a może nawet literacko uzasadnione – trzeba powiedzieć, że Diabła wcale nie była samotna. Nawet, gdy chłopcy krzyczeli, że jest kurwa, a dziewczynki włożyły do jej plecaka splamioną miesięczną krwią bieliznę. Nawet, gdy ją zaciągnęli do tego pomieszczenia na końcu korytarza. Nawet, gdy szafa została już zamknięta, a ostatni z oprawców wyszedł z sali. Nawet, gdy drzazgi wbijały się w opuszkipalców, a mocz, którego nie była w stanie powstrzymać rozlał się po zbutwiałym drewnie. Nawet w tej ogłuszającej ciszy, która zawsze przychodzi po ostatnim krzyku. Nawet wtedy – był On.
On nie miał imienia, a jeśli miał to skrzętnie je ukrywał.
I jeśli prawdą jest, że w imieniu zaklęta jest cała prawda i siła, i moc każdej istoty, a największą z tajemnic, tą, której żaden śmiertelnik nigdy nie posiądzie jest prawdziwe imię Boga – tylko On mógł nim być. A przynajmniej był bogiem Diabły. Gdy po ojcu został tylko pokój pełen książek i kurzu, zakamarków i cieni. Gdynikt już nie siadał w rogu jej łóżka, aby opowiadać o maleńkich żyjątkach mieszkających w trawie i o gwiazdach, które świecą, choć umarły setki lat temu (Diabła nigdy nie mogła pojąć jak to możliwe). Wtedy po raz pierwszy zobaczyła Jego. Stał niedaleko, pod ścianą, zaraz obok lustra, w którym przeglądał się księżyc. I podobny był do tego księżyca i niepodobny. I nie mówił nic. I powiedział wszystko.
*
Przez uchylone drzwi do gabinetu wychowawcy dochodzą stłumione odgłosy krzyku – „Ona jąka się, kiedy mówi… zaciska zęby do krwi…” Diabła nie może się zdecydować. Naprzemiennie to zatyka uszy, to robi dwa kroki do przodu. „Pani nie może na to pozwolić. Pani jest bez serca. Jeśli Pani nie zabierze jej do lekarza, ja to zrobię”. Diabła nigdy nie słyszała, żeby ktoś tak mówił do jej matki. Czuje, że ktoś znów ściska brzuch rzemieniem. Ktoś podrażnia ręce, które zaczynają się trząść. I choć drżenie niczym fala rozlewa się na pozostałe części ciała, od kolan, poprzez łydki, aż do koniuszków palców u stóp – coś, jakaś dziwna słodycz pojawia się w kąciku ust. Diabła nigdy nie słyszała, żeby ktoś tak mówił do jej matki. Niebo jest bezchmurne, kiedy wsiadają do samochodu. Popołudniowe słońce nie gaśnie ani na chwilę, gdy wychowawca gładzi ją po głowie mówiąc - „wszystko będzie w porządku, zaopiekuję się Tobą”. Ptaki nadal śpiewają, gdy jego kojąca twarz nabiera grymasu furii i szaleństwa. Gdy zdejmuje spodnie, gdy rozwiera nogi Diabły. Gdy liże jej zęby i język.
A On. On patrzy…
*
Gwiazdy świecą, choć umarły setki lat temu. Pośród traw jest miejsce i dla kwiatów i pająków. Wszechświat to harmonia. „Wszechświat będzie szczęśliwszy bez Ciebie”.
On podaje żyletkę i milknie. Przez chwilę wszystko milknie. I dopiero, gdy ciepła krew spływa po rękach Diabły. Na kwiaty, na pająki…
Wszechświat oddycha z ulgą. Nocą nawet krew jest czarna.
ĐAVOLICA
Eutanazija cveća. Mali pauk nepostojanja. Smrt Đavolice bila je kao njen život.
Život Đavolice.
Đavolica je stila na ovaj svet godine Gospodnje 1987. Od samog početka, sve što
bi dodirnula odmah bi postalo unakaženo. Kao da je drvo, koje raste korenjem
prema gore. I u ovim korenima počinju da se gnezde ptice. Ili još bolje – vrane.
Zato jer su vrane crne i imaju ružne kljunove i preneraženo skviče kao vukovi. I
zato se ne govori da su sele na zemlju ptice već vrane. Jer se ne možemo složiti da
je tako nešto uvažavano za pticu. Dakle, neka se u ovome drvetu gnezde vrane. I
neka drvo raste i raste dok ne dostigne sunce. I pokrije sunce. Ili još bolje -
neka se omota oko njega svojim korenjem i neka ga spusti na dno. Tako je upravo
sa Đavolicom.
Prvo majka. Njen stomak - otečen, pulsirajući. Vazdušni mehur rasprsnuo se
mrežom ljubičastih vena. Njeno lice - bledo, smrtonosno. Pećina podočnjaka i
smrad jutarnjeg povraćanja koje se lepi za uglove usana. Njena vagina – istrošeni
sudovi.
Otac ne može da gleda u majku. Još dugo posle porođaja Đavolice ne može da
gleda. Potom ostaje bez posla i ne može da gleda na samoga sebe. Otac se seli u
1995. Godinu dana kasnije, majka govori Đavolici da se preselio zbog nje. Dve
godine kasnije, Đavolica uhvati i zatvori u teglu maloga pauka.
Traje 1995. godina. Đavolica ide u obdanište. U kiši padajućeg kestenja, s
vremena na vreme okretajući se iza sebe. Ide. I iza nje sve što je trulo.
*
Da ostanemo u skladu sa istinom - jer u ovakvim pričama ne sme se lagati, čak i
ako je laž korisna i možda čak neophodna, a možda čak i književni utemeljena -
mora se reći da Đavolica nije bila usamljena.
Čak i kad bi momci vikali da je kurva i devojke bi stavile u njen ranac obojen
mesečnom krvlju veš. Čak i kada bi je odvukli u sobi na kraju hodnika. Čak i kada
bi ormar bio već zatvoren, a poslednji od počinilaca napustio sobu. Čak i kada bi se
krhotine bockale u vrhove prstiju , i urina, koju nije mogla da zaustavi izlivala bi se
po trulom drveću. Čak i u toj zaglušujućoj tišini koja uvek dolazi nakon poslednjeg
negodovanja. Čak i tada - bio bi tu On.
On nije imao ime, a ako bi imao onda bi ga pažljivo krio.
I ako je istina da u njenom imenu je začarana cela istina i snaga, i moć svakog bića.
Najveća od misterija bila je ona koju nijedan smrtnik nikada ne može da osudi a to
je pravo ime Boga - samo bi On to mogao da bude. A u najmanju ruku, bio je to
Đavoličin bog.
Kada je po njenom ocu ostala soba puna knjiga i prašine, uglova i senki. Kada
niko ne bi sedeo na ivici njenoga kreveta da bi pričao o malim stvorenjima koja
žive u travi i o zvezdama koje sijaju, iako su umrle već pre stotinu godina
(Đavolica ne bi mogla razumeti kako je to moguće.) Tada je po prvi put ugledala
Njega. Stajao je u blizini, uza zid, pored ogledala u kojem se ogledavao mesec.
I bio je sličan onome mesecu i nije. Nije rekao ništa. I rekao je sve.
*
Kroz otvorena vrata od kabineta vaspitača pristižu prigušeni vriskovi - "Ona
muca kada kaže ... stiska zube do krvi ..." Đavolica ne može da odluči.
Alternativno, što zatvara uši, što pravi dva koraka napred. "Ne možete na to
dozvoliti. Vi ste bez srca. Ako je ne odvedete kod lekara, ja ću to učiniti. "
Đavolica nikada nije videla da neko tako postupa prema njenoj majci. Oseća da
neko ponovo steže kaišom stomak. Neko podražuje ruke, koje počinju da se tresu.
I iako se treskavica kao talas širi na druge delove tela, od kolena, preko bedara, sve
do njenih prstiju na stopalama - neka čudna slast pojavljuje se u ustima.
Đavolica nikada nije čula da se neko tako ponaša prema njenoj majci.
Nebo je vedro dok ulaze u automobil. Popodnevno sunce ne gasi se ni na
trenutak, kada nastavnik miluje njenu glavu, govoreći: - "sve će biti u redu, ja ću se
pobrinuti za tebe." Ptice i dalje pevaju dok njegovo lice postaje grimasno od besa i
ludila. Kada skida pantalone, kada širi Đavoličine noge. Kada liže njene zube i
jezik.
I on. On gleda...
*
Zvezde sijaju, iako su umrle pre nekoliko stotina godina. U travi ima prostora za
cveće i pauka. Univerzum je harmonija. "Univerzum će da bude srećniji bez tebe."
On daje žilet i ćuti. Za trenutak sve se stišava.
I tek kad topla krv teče niz Đavoličine ruke. Na cveće, paukove ...
Univerzum diše sa olakšanjem.
Noću, čak i krv je crna.
Piotr Lenarczyk - Wrocław