sayat-nova1   Jako aszugh (rodzaj kaukaskiego trubadura) tworzył i śpiewał również po gruzińsku i azersku.

 

 

 

 

TAKAŚ SŁODKA

Takaś słodka, gdy Ci pieśniarz śpiewa, to Cię to nie boli,
Lecz się marszczysz, gdy Cię kocha ─ próżno zwierza się z niedoli.

Bo w miłości taki ogień, że nie strawi, wiecznie płonie;
Nie odwrócisz się, by schłodzić, gdy w tym morzu się utonie.

Jak tu znieść blask Twych błyskawic, które w sercu rany czynią?
Ty nie zawrzesz z nim pokoju ─ tyś udzielną jest władczynią.

Gdy napotkasz góry strome, jak wosk stopisz je do ziemi;
A gdy miasta dumne spotkasz, to w ruinę je zamienisz.

I zaprawdę w pakt nie wejdziesz z tym, co śpiewa Ci swe tony;
Sajat Nowa nie miał wiary, gdy Ci głosił ból tajony…

(przełożył M. Grudzień na podstawie wersji rosyjskich i angielskich)

 

 

SAJAT–NOWA, LIRYKA I MIŁOŚĆ

 

   Co to znaczy, że ormiański bard Sajat-Nowa był aszughem? Wolę zresztą dalej używać łatwiejszej dla polskiego ucha formy aszuch (w formie azerskiej aszyk).

   U źródeł tego słowa leży arabski wyraz aszek, ‘zakochany’ oraz iszk, ‘specyficzny rodzaj miłości erotycznej, niezaspokojonej i nigdy nienasyconej’. To słowo z kolei wyprowadza się bądź od staroirańskiego iszt, ‘pragnienie’, albo od staroarabskiego aszekah, ‘pnącze, bluszcz albo dzikie wino, coś, co spowija’ [nb. ten bardzo pojemny poetycki symbol dzikiego wina został spopularyzowany u nas w czasach najnowszych przez poetę K.I. Gałczyńskiego oraz lirycznego pieśniarza Marka Grechutę].

  Możliwe, że prehistoria tego słowa sięga pradawnych, wprawiających w trans napojów szamańskich. Arabska tradycja improwizowanej poezji miłosnej, dotarła bowiem na Kaukaz już we wczesnym średniowieczu, wraz z falą arabskiego islamu, który wysublimował ślady praarabskiego szamanizmu z jednej strony w lirykę erotyczną, a drugiej w uduchowioną mistyczną poezję szczególnego rodzaju ascetów, sufich.

  W pewnym momencie ta fala arabska zlała się z tradycją ludów Iranu oraz Scytów, zmieszaną z nową prącą od wschodu falą ludów ałtajskich, turkojęzycznych, z ich własnymi stepowymi tradycjami szamańskimi (jak twórczość bagszy u Turkmenów).

  Można wiec aszuchów porównać do średniowiecznych trubadurów z nadmorskiej Prowansji ─ kraju we wczesnym średniowieczu przejściowo opanowanego przez Arabów, na którym silnie odcisnęło się bliskowschodnie piętno kultury arabsko-perskiego świata islamu. Do ówczesnej Polski tradycja ta docierała za pośrednictwem ich duchowych kontynuatorów i pobratymców, niemieckich minnesingerów, ‘śpiewaków miłości’ (głównie ze Śląska). Była to liryka elitarna ‘wysokiego stylu’ rycerska i mocno arystokratyczna, nie należy jej mylić z plebejską i rubaszną twórczością rybałtów. Jak wiemy, z tej rodziny artystycznej pochodził słynny wagnerowski „niewolnik Wenus” Tannhäuser.

  Z wpływem poezji arabskiej na opisany powyżej typ liryki nierozerwalnie łączy się motyw osiowy tej liryki, motyw madżnuna (po arabsku: ‘opętany przez dżinny’). Wyraz ten nabrał specyficznego znaczenia ‘opętany miłością, chory z miłości”.

  W myśl przedislamskich jeszcze wierzeń arabskich poeta (sza’ir) nie był zwykłym człowiekiem: miał duchowy dostęp do sfer niedostępnych dla zwykłego człowieka, stykał się z nimi w natchnieniu poetyckim, które zawdzięczał swemu osobistemu duchowi-opiekunowi. Jego poezja zawierała w sobie element magiczny, mogła wpływać na ludzki los. A cóż dopiero, gdy do tego przeżywał niezwykle silne stany uczuciowego pobudzenia …

  Jak głosi legenda, w okresie Hidżry (a więc w czasach Mahometa) żył w Arabii na pół historyczny, na pół mityczny poeta Kajs ibn al-Mawallah, który objawiał niezwykle silną, zdaniem jego rodaków ─ obłędną miłość do kobiety o imieniu Lajla, która odwzajemniała jego miłość, lecz była obowiązana wyjść za innego, aby zadowolić swego ojca.

  Szalony z rozpaczy, Kajs spędzał resztę swego życia wędrując półnagi wśród pagórków i dolin rodzinnego Nadżdu, opiewając piękno swej ukochanej i tęskniąc za jej widokiem. Gdy ktoś tylko wspomniał jej imię, nieszczęsny poeta powracał do stanu normalnego – pisze arabski historyk Philip K. Hitti. To jemu właśnie nadano jako pierwszemu przydomek Madżnun, który w końcu zastąpił imię; to jego sylwetka stała się w poezji i kulturze islamu niezwykle atrakcyjnym wzorcem zakochanego poety. Do jego utrwalenia przyczynił się też jeden z poetów okresu wczesnoislamskiego Dżamil al-Udri (zm.701), ojciec liryki sławiącej miłość wysublimowaną, platoniczną. Dzięki niemu madżnun z budzącego lęk i przerażenie odmieńca stał się wzorcem tragicznym i niemal pozytywnym, wywołującym uczucia przyjazne, pobudzającym słuchacza do utożsamienia się z nim i do przeżycia własnego, osobistego katharsis.

   W XII wieku nieszczęsny Kajs-Madżnun został uwieczniony w poemacie słynnego poety perskiego Nizamiego Gandżawi (1141-1209), pod tytułem „Lajla i Madżnun”. Z tą chwilą madżnun wszedł do klasyki poezji islamu, stał się literackim toposem i pewnego rodzaju zbiorowym archetypem kultury muzułmańskiej.      

  Było to ziarno, które znalazło żyzną glebę u chrześcijańskich narodów zakaukaskich, w Gruzji i w Armenii. Gruziński epos narodowy z XII wieku, Wepchistkaosani (Witeź w tygrysiej skórze) opisuje podobnego, oszalałego z miłości Tariela, targanego to melancholią, to napadami dzikiego amoku. Legenda narodowa widzi rysy takiego madżnuna w postaci autora eposu, Szoty Rustawelego, nieszczęśliwie zakochanego w królowej Tamar.

   To gruzińskie wzbogacenie tematu madżnuna daje się odczuć w poezji Ormianina Sajat-Nowy, który jak wielu Ormian w tamtym czasie, był silnie związany również z Gruzją. W pieśni „Takaś słodka” porównuje on ukochaną do niedosiężnej królowej. W wieku XIX wątek ten silnie oddziałał na Michała Lermontowa, co zaowocowało stworzoną przezeń postacią nieczułej królowej Tamary o kamiennym sercu, „pięknej jak anioł i złej jak demon”.

   U silnie patriarchalnych Arabów, a także u Gruzinów, gdzie kobieta, jakkolwiek otoczona wielkim szacunkiem, żyła zasadniczo w cieniu mężczyzny, topos madżnuna opętanego miłością do kobiety przybrał silny odcień odstępstwa od normy zarówno społecznej, jak i psychicznej. U Persów i Ormian, z ich starożytnymi tradycjami matriarchalnymi i silnym kultem bóstw kobiecych, ten rys „odmieńca” został znacznie złagodzony i wysublimowany.

  Co ciekawe, topos madżnuna wprowadza w nasza świadomość fragmentaryczną, poszarpaną i zwykle niepełną opowieść o miłości w sposób dość jednostronny: jest to zasadniczo stan duchowy mężczyzny i jego monolog, on jest tu w paradoksalny sposób stroną aktywną. O partnerce dowiadujemy się mało, jest ona bierna i nie nosi znamion podobnego napięcia uczuciowego, jakie występuje u jej wielbiciela.

  To mężczyzna przeżywa , miota się, szaleje. A ona… po prostu jest. Niekoniecznie oznacza to, że jest nieczuła; raczej znaczy to, że środowisko odbiorców , w którym powstał i funkcjonuje topos madżnuna, nie dopuszcza jej do głosu, nie jest zbytnio zainteresowane jej reakcjami, uczuciami. Cokolwiek by czuła, m u s i być bierna, tego oczekuje od niej zbiorowość.

  Jeżeli teraz przyjrzymy się recepcji tego motywu w Europie, a także zbliżonym europejskim motywom miłosnym, zauważymy podobieństwa i różnice.

  Uderza podobieństwo do prastarej celtyckiej opowieści o miłości Tristana i Izoldy. Podobnie jak opisywanej poezji bliskowschodniej , miłość pojawia się nagle , spada na bohaterów jak potężna, zniewalająca siła. Nie pytajmy dlaczego; opowieść odpowiedziałaby , że jest to skutek pewnego rodzaju magii, która nie wymaga uzasadnienia ani usprawiedliwienia.

  Jest to po prostu coś, co się zdarza pewnym osobom, działanie sił wyższych, i ci, którym się to nie przydarzyło, czują się pokrzywdzeni, okradzeni z czegoś niezwykłego i pięknego… mimo, że przecież koszty tej pięknej przygody życia bywają straszne: ból, udręka, zmarnowane życie, choroba i przedwczesna śmierć.    Bowiem ten kwiat najpiękniej rozkwita na ruinie; prawa życia jak gdyby sprzysięgają się przeciwko kochankom i stawiają im na drodze przeszkody do pełni szczęścia. Izolda, podobnie jak arabska Lajla, musi przecież poślubić, zamiast ukochanego Tristana ─ niekochanego przez siebie króla Marka.

   Różnica polega na tym, że Izolda jednak aktywnie walczy o kontakt z ukochanym, o kradzione chwile szczęścia. W europejskich romansach celtyckiego pochodzenia, w opowieści o Tristanie i Izoldzie, jak też w opowieści o Lancelocie i Ginewrze kobieta jawi nam się bardziej wyraziście, nie jest to już jednowymiarowa postać, która tylko j e s t.

  Różnica ta wiąże się z odmiennością pomiędzy kulturą średniowiecza islamskiego i kulturą średniowiecza europejskiego, chrześcijańskiego. Sławiona przez trubadurów wysublimowana wieczna kobiecość, la femme eternelle , stawia kobietę na zupełnie innej pozycji .

  Kres średniowiecza, kres poezji i miłości rycerskiej i dworskiej powoduje, że motywy te na jakiś czas schodzą ze sceny, żyją odtąd życiem podskórnym, utajonym. Hiszpańska opowieść Cervantesa o naiwnym, pomylonym i tragicznie śmiesznym Don Kichocie, wielbiącym fikcyjną, nieistniejącą Dulcyneę, na dłuższy czas dyskredytuje motyw szaleńczej miłości. Odżywa on z wielką siłą w brzaskach epoki romantycznej.

  Echo tego wzorca przedostało się do europejskiej poezji okresu romantyzmu dzięki typowym dlań fascynacjami muzułmańskim Orientem, dostrzegamy go już w preromantycznym utworze „Cierpienia młodego Wertera” Goethego, pobrzmiewa ono w „Giaurze” Byrona, a także w „Dziadach wileńsko-kowieńskich” naszego Mickiewicza.

  Ale to już temat na inną gawędę.

Mirosław Grudzień