źródło: Doza

 

BLIZNY DUSZY

   Olgę Lalić-Krowicką kochają i ludzie i słowa. Już jako czteroletnia dziewczynka opanowała trudną sztukę czytania, co otworzyło przed nią świat książek.
Pierwsze wiersze zaczęły się pojawiać, gdy miała sześć lat. Olga ma bowiem szczególny dar – one z niej samoistnie wyfruwają. I to tłumnie, bo w pewnych okresach życia nie nadążała z ich zapisywaniem.
   Bo czym jest wiersz, jak nie uskrzydloną myślą? I czym myśl, jak nie przekazem drgnień duszy? A dusza Olgi jest wyjątkowo wrażliwa, a przy tym tak poraniona, że dotąd nie może się pogodzić z tragedią, która zakończyła jej szczęśliwe dzieciństwo spędzone w Ciscie Malej nieopodal Sibeniku w Chorwacji. Wojna zmieniła wszystko. Sąsiad nazywany wujkiem z dnia na dzień stawał się wrogiem. Wygnanie z rodzinnego domu, marsz pod gradem kul i bomb wśród setek tysięcy uciekinierów, widok umierających i rannych, stan ciągłego zagrożenia pozostawiły blizny, które pomimo upływu czasu wciąż się otwierają i krwawią.
   Ponieważ matka Olgi jest Polką, rodzina zdecydowała się właśnie tutaj szukać schronienia. Ale warunki życia w Starachowicach były tak trudne, że po zakończeniu wojny postanowili wracać do Cisty Malej. Rodzice, starsza siostra i brat wrócili, tylko Olga została. Jak silną traumę przeżyła, skoro wolała pozostać w obcym kraju? W Starachowicach ukończyła liceum, potem slawistykę na UJ w Krakowie, wyszła za mąż, jest szczęśliwa, a jednak echa wojny odzywają się niemal w każdym jej wierszu. Podobno czas jest najlepszym lekarstwem, najwidoczniej jednak nie każdą ranę daje się wyleczyć.
Książka „Dzisiaj przyjdzie w brązowym” zawiera ponad sto wierszy. Są one krzykiem protestu i niewygasłej rozpaczy, ale także nieśmiałym przebłyskiem radości i nadziei. Wszystko się splata, przeszłość i dzień dzisiejszy, sen i jawa, smutek i miłość.
   W wierszu „Zwiędła wszechmoc czasu” Olga wyznaje, że przetrwała, by pamiętać i dawać świadectwo o tym, co się wydarzyło: 
„Opisuję ogień na ramieniu przeszłości.
Zabłocony krzyk kobiet
zabrał znawca lamentu.
W czasach dziecka
pomiędzy zmuszeniem a śmiercią”.

 

   Ten ogień pali jej wnętrze, płonie w snach i majakach, przynosi niepokój i ból. Ale ona już się z tym pogodziła. W wierszu „Ból” pisze bowiem:
„Kocham ten ból. Matką jego jestem.
Nosicielką od urodzenia...”
   Ból stał się częścią jej ciała, traktuje go więc z czułością i zrozumieniem. Opiekuje się nim najtroskliwiej jak potrafi:
„Pielęgnuję go niebem bordowym.
Kąpię go w wannie twarzy. Ubieram
w otuchę...”
   Spersonifikowany ból przestaje być straszny. Wykąpany i przebrany łagodnieje, nabiera cech bliskiej osoby, która wpadła na chwilę w zwykłej, codziennej sprawie. Nie przeszkadza jej, a wręcz przeciwnie, poetka martwi się, że kiedyś może go utracić. W zakończeniu wiersza pyta bowiem: „Kogo będę utulać,/ gdy ostatnia jesień zaszumi na moim drzewie”. Tak wiele już utraciła, że boi się utraty bólu? A może lęka się, że tracąc go zapomni o jego przyczynach? A więc nie chce, czy nie może zapomnieć? Raczej nie może, bo tkwi „na rozdrożu przeszłości i przyszłości” („Amen”). I jak wyznaje dalej „ten groźny mróz czasu/ otoczył mnie/ łaską umierania wśród żywych”. Nie był to dobry czas. Na szczęście przeminął. Nie umarła.
   W wierszu „Jestem” oznajmia „Jestem kobietą z umarłych powstającą”. Podniosła się, wydobyła z głębin załamania, jest gotowa stawić czoła życiu. Co ją ocaliło?  Najstarsze i najwspanialsze lekarstwo świata, czyli  miłość. Bo cóż może być ważniejszego niż to, że:
„W oczach muz- przytuliłeś się
aby zdeptać depresję
i złączyć młodzieńczy śmiech
naszych ciał...” („Kiedy miał zgasić ogień nadszedłeś”)
   Na szczęście Olga to nie Julia, a Kamil nie Romeo. Ich miłość nie musiała pokonywać barier nienawiści, co najwyżej różnice kulturowe, wyznaniowe i językowe, bo rodzina Olgi mieszka w Chorwacji. Ale co to znaczy dla prawdziwego uczucia!
   Okazuje się, że miłość dyktuje wiersze nawet tym, którzy ich normalnie nie piszą. W zbiorze tym znajduje się bowiem utwór napisany przez jej męża Kamila. W jego pełnym uczucia „Wierszu dla mojej Oli” znajdujemy następujące słowa:
„rozdartą sukienkę młodości,
zrzuć bezwstydnie, nie bój się...
ja okryję Twoją nagość jedwabiem naszych szeptów...”
   Lecz nawet ten wiersz nie jest wolny od rzeczy przykrych. Czyżby przeżycia żony, kładły się cieniem na tym, co ich łączy? Druga zwrotka mówi bowiem, że kości barbarzyńców, którzy „zginęli w ogniu samozagłady”, „dawno na polach zbielały”. A mimo to ich wspomnienie prześladuje ich nawet w tak intymnych chwilach! Ale najważniejsze, że zawsze jest przy niej człowiek, na którego może liczyć w każdej sytuacji „i kiedy kocham i kiedy mrówki depczę” wyznaje w „Wierszu dla mojego Kamila”. Daje jej to poczucie bezpieczeństwa, bez którego nie sposób normalnie żyć.
Wie też, że zawsze może polegać na swojej rodzinie. Świadczą o tym wiersze poświęcone ojcu, matce i dziadkowi. Szczególna więź łączy ją z ojcem, który „ma duszę z jedwabiu” i w jakiś szczególny sposób potrafi odgadnąć, co się dzieje w sercu córki:
„niczym mandoliną jestem
w szaleńczym świecie
mojej i jego przeszłości” („Ojciec”)
   Olga bezsprzecznie jest czułym instrumentem. Struny jej duszy drżą niemal bezustannie. Być może tę szczególną wrażliwość odziedziczyła właśnie po ojcu i dlatego tak dobrze się rozumieją? Jest to cecha umożliwiająca tworzenie, lecz jednocześnie narażająca na przeżywanie wszystkiego w sposób wyolbrzymiony, pozbawiająca wewnętrznej tarczy broniącej przed złem.
   Równie wielkim uczuciem darzy matkę, która troszczy się o jej „dziewczęce ogrody”. W wierszu „Modlitwa dla mamy” podziwia jej pracowitość i składa szczególne życzenia:
„Zaistniej mamo na płaszczyźnie szczęścia.
Niech każda Twa łza  przekształci się w iskrę.
Swoje ręce robocze zanurz w obłoki snów...”
   Wie, że matka o niej myśli. W zakończeniu wiersza mówi bowiem „Słyszę Twoją modlitwę”  i jest to fakt niesłychanie ważny, bo dzięki temu budzi się i wstaje z uśmiechem.
   Dziadek zaś to ciepło wspomnień najwcześniejszego dzieciństwa. Rozkwitała w promieniach jego miłości. W wierszu „Dziadek” wyznaje, że nawet teraz „pod powiekami szukam jego uśmiechu”. Wydaje jej się, że znów leży wdychając zapach ciemnożółtego, pasterskiego płaszcza, a
„melodia pieśni ludowej
i głosu babci
owija się wokół drutów w jej łkających rękach
a w powietrzu unosi się
popiół drewna z komina”
   Lecz tego świata już nie ma. Wspomnienia pomagają jedynie odnaleźć tamten nastrój, by wyrazić go słowem, uwiecznić pamięć tych, co odeszli, bo „dziadek siedzi w raju na pniu/ pilnując stada kóz/ i ogląda nawałnice moich włosów”. Zajęty codziennymi sprawami nie zapomina o swojej ulubienicy. Był dobrym człowiekiem, musi więc być w niebie.
   Jednym ze sposobów odzyskiwania równowagi jest bowiem gorąca modlitwa. I nawet to, że znalazła oparcie w Bogu zawdzięcza dziadkowi, bo to z nim jako mała dziewczynka chodziła do cerkwi. Teraz też właśnie tam szuka ucieczki przed strapieniami. Świadczą o tym słowa wiersza „Liliowy krucyfiks”:
„i padam na kolana otuchy,
że noc nie jest tylko ciemna,
że ptak nie jest tylko zraniony,
że zmierzch nie kończy dnia,
że Jezus umierał i dla mnie”.
   Ze słów tego wiersza przebija nutka optymizmu, wiary w to, że ciemności ma już poza sobą, dzień jej życia będzie trwał bez końca, a zraniony ptak jej duszy odzyska w pełni siły, by snuć melodie, których ona wysłucha z uwagą i zapisze na pięciolinii kartki. 
   Bo pisanie to rodzaj terapii. Uwalnia ją od natłoku złych wspomnień, sprawia, że zamienione w słowa, stają się mniej groźne, niejako oswojone, jak pies merdający ogonem, gdy się go głaszcze, chociaż nie sposób zapomnieć o jego zębach, które w każdej chwili mogą zranić do krwi.
   Więc pisze. I to pisze sercem.  Fraza wierszy rozwija się szeroko i zwęża do pojedynczych słów. Ma charakter ozdobny lub prosty, bo są sprawy, które można wyrazić jedynie słowem najcichszym. Mieni się tęczą porównań i metafor, by po chwili przybrać siłę i barwę kamienia.  Jak nie podziwiać zwrotów: „Zorza utkała przestrzeń”, „Kąpać piersi w oczach”(„Migocze światło z grani”), „Żarzą się dłonie ciszy”(„Postanowienia”) lub „kołysała się nawa modlitw” z wiersza („Sława światu”)? U Olgi nawet cisza pulsuje żarem jej duszy. Wiersze tętnią, nabrzmiewają, nie pozwalają na spokojny, obojętny odbiór, wciągają w wir zmieniających się nastrojów i uczuć.
   A na dodatek treść wierszy znajduje doskonałe odzwierciedlenie w zdobiących książkę subtelnych rysunkach  Joanny Smoli. Dzięki nim tomik nabiera nowego wyrazu, przemawia nie tylko słowem lecz wzmacnia je obrazem. Dlatego każdy może znaleźć w nim coś interesującego, coś co podziała na jego uczucia i wyobraźnię, pozostawiając w świadomości niezatarty ślad, trwały i wrażliwy jak blizna.

 


Wanda Nowik-Pala