https://tacno.net/price-o-tati-ove-savrsene-muhe-tate-n/?fbclid=IwY2xjawIUJwNleHRuA2FlbQIxMQABHXURR128eDs6e3xZl1d02-ErkMAF8t8dQKs4yM783CZ2FwzxIpdrxZ8Iww_aem_tucoU4p3sU2Zcpx0kQxLqw

Ojciec nad rzeką Guducią Chorwacja 2011 1

TE IDEALNE MUCHY TATY N

   Tato N to idealista, czasem za bardzo idealny. O jego idealizmie można by było napisać jakąś powieść utopijnie-ideologiczną. Gdy tak przez zimę siedziała w Polsce i czekała na wakacje w Chorwacji, przypomina sobie często wzruszające, choć śmieszne chwile spędzone z tatą. A także te poważne i godne uznania. Pamięta, kiedy zaczęła dostrzegać zachowania taty i układać sobie w głowie jego osobowość. Było to mniej więcej tak:

 -Tato! Nie wypadła Ci jeszcze głowa z chmur? Zawiąż sobie sznurówki! Tato, to nie wygląda ładnie – krzyknęła wychylając się z okna.

Zaskoczony zaczął kręcić się dookoła siebie na podwórku, dopóki nie domyślił się skąd dobiega jej głos. Fundamenty domu były wysokie, z głową ledwo wystającą ponad parapet wydawała się jeszcze mniejsza.

- Ale co? Jakie chmury? –wskazując palcem powiedział - Są na niebie przecież! Nie widzisz?

- Tato, twoja wyobraźnia mieszka już za chmurami! Jesteś bez przerwy nieosiągalny! Powiem mamie, może ona cię dobudzi.

Nagle ocknął się z głębokich myśli. No, wreszcie. Odwracając się ciałem ku niej, z głową zadartą ku chmurom, chyba domyślił się, o co chodzi.

-Aaaa, sznurówki… - przypomniał sobie tato - O to ci chodzi? Rozwiązałem je specjalnie, bo chcę myśleć nielogicznie i nie wiązać ze sobą faktów. Ha, ha, ha – zaśmiał się tato.

Jeszcze bardziej zdenerwowana, krzyknęła:

-Tato, jesteś przebojowy! Lepiej wiąż fakty, bo mama je powiąże za Ciebie. A wtedy nie będzie czasu na nielogiczne myślenie. He… Taaaattto jesteś jak Picko! To on nie wiąże sznurówek. Nie bądź tato zgrzewką piwa!

Picko to była niechlujna postać z podręczników dla pierwszoklasistów oraz „ksywa” N kolegi Chorwata ze szkoły, który mieszkał w sąsiedniej wiosce, chociaż on nie był niechlujny. Jak jeździ do Chorwacji, spotyka jego starszego brata. Dobrze, że ludzie prostolinijni i nie zmieniający się ze względu na straszne okoliczności, nadal rozmawiają ze tobą po staremu.

Stojąc w miejscu, na środku podwórka, gdzie kwiaty z ogródka otaczały jego natchnioną twarz, /idealne kwiaty, idealny świat, idealny tato/, zmarszczył brwi:

-Nie mów tak do taty! To nieładnie! Jesteś za mała na piwo. Masz dopiero osiem lat.

-Tato, ale ja nie piję piwa. Nie stać mnie.

-To co pijesz? Wino podkradasz z piwnicy?

-Tato ja piję herbatę z dzikiej róży. Mama mi robi, a ty? Zbieramy ją w lesie z dziadkiem.

-Ja cię uczę myślenia i przekazuję ci wiedzę.

- Do cholery! Tato, jakiego myślenia możesz mnie nauczyć, jak sam nie myślisz. Tato, ty nie jesteś filozofem, lecz masz podobny nawyk do Picka.

-Nie przeklinaj, tego cię nie uczyłem.

-Wiem tato, że ci morał wbili do patelni!

-Jakiej patelni?!

- Powiedziałeś mi ostatnio, że mam patelnię zamiast głowy. Ty też tato masz patelnię zamiast głowy!

Zaśmiał się i poszedł w stronę domu stryja, stojącego trochę niżej niż ich. Zdążyła jeszcze krzyknąć:

-Tato, tato jesteś jak Radio Lato!

Tato szedł śmiejąc się do siebie samego, jak to często u niego bywa. Obserwowała wnikliwie każdy jego ruch. Nie wiedziała, czy w myślach, czy w realnym świecie. Trudno jej było z odległości dwustu metrów dostrzec każdy jego ruch ciała, ale miała przemyślane wszystko, co go dotyczy.

Od północnej strony domu, zbliżał się dziadek, goniąc kozy z krasu. Wybiegła jak zwykle naprzeciw. Nadchodził wieczór, urzekła ją czerwień zachodzącego słońca i płaszcz jej dziadka, pachnący szałwią, grabem, po prostu krasem. Gonili kozy do stajni. Dom dziadków znajdował się poniżej domu młodszego stryja, wyżej zaś był dom starszego stryja i jej. Ich podwórko było duże, mieściło pięć domów i kilka stajen, kurników oraz kamieniczkę, w której kiedyś mieszkali dziadkowie, a potem wędzili tam mięso i piekli chleb ispod peke*. Zanim dotarli do stajni, zaczęła rozmawiać z dziadkiem:

-Dziadku, czy tato myśli, czy tylko marzy?

-Zależy kiedy, ale na pewno myśli. Ciebie nie wymyślił, lecz stworzył. Na pewno często myśli o tobie. Jesteś jego córką.

- Aaaaaa, gdyby myślał, to by chodził z zawiązanymi sznurówkami w butach.

- Czasem tak ma. Jest inny, bo jest twoim tatą.

Zagonili kozy do stajni. Zamknęli ją na kłódkę i poszli do domu, do babci. Babcia przywitała się z nimi, nie przerywając nakrywania stołu do kolacji.

-Babciu, babciu dziś znowu jadłam szpagaty, bo nie ma mamy.

- Bo twój tato nic innego nie potrafi ugotować. Szpagaty mu dobrze wychodzą.

- Czy makaron z makaronem wiąże fakty?

- O to spytaj swojego taty.

Dla niej tato zawsze był autorytetem, a dziadek inspiracją. Tato potrafił sprawić, że jednocześnie śmiała się i płakała. Zawsze potrafił wywołać na jej twarzy szczery, wesoły uśmiech. Gdy wokół N było mnóstwo ludzi, często przychodziło coś śmiesznego do głowy i zaczynała się śmiać. Chyba odziedziczyła to po tacie. Z czasem jednak ta zdolność zaczęła w niej zanikać. Może nie na stałe.

Jej tato jest bardzo dzielny i zasadniczy. Z nadmiaru zasad, które próbuje zastosować w życiu codziennym, czasem powstaje bałagan. Bardzo piękny bałagan. Zasady stają się powodem do śmiechu, pozostając nadal zasadami kierującymi sensem jego istnienia.

-Tato! Mamo, dzwoni tato!

Mama, odwieczna pesymistka, spytała smutnym głosem:

-Cześć! Co się stało?!

-Dzwonię, by dowiedzieć się, czy u was wszystko w porządku i powiedzieć, że za tydzień przyjeżdżam. Będę leciał z Norylska przez Moskwę do Belgradu. Z Belgradu do Splitu. Czekajcie na mnie.

-Dobrze. Daję ci małą.

-Taaato! Zimno jest u ciebie, czy to wszystko sobie wymyśliłeś?

-Zimno mi, bo tęsknię za tobą! A tobie też jest zimno?

-Tak, też zimno. Nie myślę ostatnio. Dziadek jest smutny.

- To porozmawiaj z nim!

- Dobra. Spróbuję.

- Trzymaj się!

- Pa, tato. Pomyśl czasem o mnie.

- Zawsze.

 

W sobotę jechali do Splitu na lotnisko. Droga trwała dwie godziny. Akurat było wystarczająco dużo czasu by mogła sobie przypomnieć wydarzenia związane z ostatnim pobytem w Splicie. Miała pięć lat. Tato jechał do siedziby swojej firmy budowlanej i zabrał ją ze sobą. Kupił lalkę. Bardzo jej się podobała, jak wszystko, co otrzymywała od taty. Choć bardziej jej się podobał wygląd ciasta w albańskiej cukierni. Tato zamówił szarlotkę, a ona wszystko, co było z polewą czekoladową. Tato jadł tak szybko, (chyba żeby jak najszybciej skończyć). Wiedząc o tym, że tato bardzo rzadko je słodycze i nie lubi ich, zapytała:

-Tato, z czego jest to ciasto?

-Z kapusty!

-Ja też chcę ciasto z kapustą.

Podeszła do cukiernika i poprosiła go o ciasto z kapustą. Cała cukiernia się śmiała. Było to ciasto z jabłek. Nie wiedząc, dlaczego się śmieją, ani co w tym dziwnego, nie zmartwiła się ich głośnym śmiechem. Zjadła ciasto. Przed cukiernią i potem w autobusie wymiotowała za to jak nigdy w życiu, bo nigdy nie zjadła tyle ciastek na raz. Tato do dnia dzisiejszego o tym wspomina, zawsze jak przyjeżdża do domu rodzinnego, przypomina jej o ciastkach z kapustą. To jego odwet za żarty na jego temat.

    Na lotnisku było dużo światła i ludzi. Widziała przez ogromne okno jak tato wychodzi z samolotu. Starała się nie okazywać wielkiej radości, ale jej nie wychodziło, gdyż jest to dla niej obce. Tato był przez dwa tygodnie w domu. Udało mu się jeszcze zostać na sylwestra 89/90. Kupił im dużą choinkę i przywiózł mnóstwo rosyjskich noworocznych ozdóbek. Przywiózł też skrzypce bez strun. To w stylu taty. Potem narzekał, że nie nikt umie grać na skrzypcach.

Przed wyjazdem opowiadał jej o książce, której okładkę pamiętała. Chodziło o powieść „7000 dni na Syberii” Karla Štajnera. Tato, życząc wcześniej dojrzałej mądrości, kazał ją przeczytać. Leżała na półce regału. Pytała go, dlaczego ma ją przeczytać. Odpowiedział, że czytał ją pięć lat temu, gdy nie wiedział jeszcze, że wyjedzie na Syberię i zobaczy łagry, co miało potem wpływ na jego wystąpienie z partii komunistycznej. Pytała go, co to są łagry?

- To, to samo, co Oświęcim, o którym ci mama mówiła. Tam też zabijają. Zabijali i znęcali się. - stwierdził tato.

Z kolei, gdy miała osiem lat, tato polecił jej żeby przeczytała „Most na Drinie” Andricia, bo jak będzie w ósmej klasie i będą brać ją, jako lekturę, nie będzie już musiała jej czytać.  Ok., powiedziała tacie. Było to świetne wydanie książki. Nie pamięta wydawnictwa. Książkę tato otrzymał w nagrodę za dobre sprawowanie się w młodzieżowej organizacji komunistycznej. Na końcu powieści znajdował się słownik wyrazów tureckich, których strasznie się bała. Może dlatego, że autor opisuje różne „mordercze” sceny, jak Turcy znęcają się nad chrześcijanami w Bośni podczas budowy mostu. Książka ta kojarzyła jej się również z dywanikiem, który wisiał w korytarzu jej domu. Dywan miał motywy meczetu i księżyca, podziwiała je, a jednocześnie się bała. W latach osiemdziesiątych jej tato przywiózł go z Iraku. Przed wyjazdem taty na Syberię, a także w czasie, gdy tam pracował, zastanawiała się, jak to wszystko wygląda, cały ten koszmar i czy Syberia oddycha tym samym powietrzem, co Rosja i robi to, co ona jej rozkaże? Chyba wtedy oddychała.

   Tato stopniowo odkrywał jej swoją osobowość. Dopiero dziś to sobie uświadamia. W każdym słowie tkwił jakiś jego kawałek. I odrobina jego poglądów. Wie, że ma wielką duszę i że w swoim życiu mógłby wiele dać całemu światu. Szkoda, że nie wykorzystał w pełni wszystkich swoich talentów. Chociaż wtedy na pewno miałby jeszcze mniej czasu dla rodziny. Brakowało jej go zawsze. Często pisała do niego głupiutkie listy, wysyłała też listę rzeczy, które miał przywieźć. Raz w liście do taty opisała, jak wygląda Kinder jajko, które wówczas sprzedawano w sklepie spożywczym w wiosce. Tato musiał płakać ze śmiechu czytając ten list. Chciała, żeby jej przywiózł takie jajko bez żółtego plastykowego opakowania w środku, ale za to z dużą ilością czekolady i zabawek. Jej kolega ze szkoły, nie wiedząc, że nie można jeść tego żółtego plastyku, po prostu go spróbował. Cała szkoła śmiała się z niego i długo o tym opowiadała.

    Gdy miała pięć lat, tato spytał, kim chciałaby być w życiu. Wyliczyła mu wszystkie zawody, które wtedy znała. Gdy miała dziesięć lat, tato powtórzył pytanie, a jej lista znacznie się wydłużyła. Pamięta też spacer przez las do winnicy. Tato opowiadał jej o wielkich filozofach. I wtedy, nagle z boku drogi ujrzała posągi antycznych filozofów. Było to prawdziwe urojenie. Może, dlatego, że największym dla niej filozofem na świecie jest jej tato. Jego ból egzystencjalny, podobnie jak u N, włącza się często. Tato szanuje sprawiedliwość i dobro. Żyje w nim piękno, którego chyba nie jest do końca świadomy. Lubiła spędzać czas wśród jego książek. Pamięta dwunastotomową kolekcję książek Emila Zoli. Jeden egzemplarz na wpół spalony do dzisiaj ma w domu. Przeżył wojnę, okaleczony, jak wszyscy. Gdy go znaleźli wśród ruin, cieszyli się jak dzieci. Tato cieszył się też, gdy znalazł swoją książkę o Ticie autorstwa Vladimira Dedijera.

   Gdy tato wyjeżdżał na Syberię (wracał, co pół roku) bardzo jej zależało, żeby go odprowadzić na lotnisko. Ktoś w rodzinie zdecydował, żeby nie jechała na lotnisko, nie pamięta, kto i jaki był powód. Wtedy się zbuntowała i uciekła do pobliskiego lasu. Tato ją szukał i stracił tyle czasu, że omal nie spóźnił się na samolot. Pojechali do Splitu. W drodze przypomniał jej się też pobyt taty w domu przed pierwszym wyjazdem, gdy mama z powodu porodu była w szpitalu. Zadawała sobie pytania w myślach:      

- Dlaczego tato ostatnio nie zawiązał sznurówek? Czy to faktycznie miało oznaczać, że tato nie wiąże faktów?

N też potem ich nie wiązała. Tato chciał przypomnieć, że tak, jak on, nigdy dobrze nie wiązała sznurówek. Do dnia dzisiejszego, gdy N idzie ulicą, co chwila przykuca, by je poprawić. W dodatku sprawa butów zawsze wpędzała w nią kłopoty. Do czwartego roku życia denerwowało ją to, że lewy but trzeba nakładać na lewą nogę, a prawy na prawą i często je zmieniała, specjalnie nakładając je odwrotnie.

Gdy zaczęły wybuchać pierwsze bomby, tato pracował przy budowie studni, którą chciał za wszelką cenę dokończyć. Wszyscy krzyczeli, żeby się schował do piwnicy. Tato mówił, że wojny nie będzie. To szaleństwo szybko się skończy. Tato nie przeżywał „pierwszych sygnałów wojny”, był wtedy na Syberii. Do domu ciągle dzwonił jakiś kolejny Chorwat i groził albo krzyczał: Četnici mrš u Srbiju! Ale nawet gdyby wtedy był w domu, to i tak by nie uwierzył w zło, które nabrzmiewało z dnia na dzień. Tato ma dużo przyjaciół po chorwackiej i muzułmańskiej stronie. Można nawet powiedzieć, że więcej, niż po serbskiej stronie. Jego marzeniem było wykończenie domu, lecz potem ten  niedokończony dom został zniszczony i okradziony w czasie wojny.

W czasie wojny tato działał w Czerwonym Krzyżu, który założył w wiosce wraz ze swoimi kolegami. Nie uczestniczył w wojnie jako żołnierz. Nie chciał tego. Gdyby musiał iść na wojnę, czułby się strasznie upokorzony. Buntował się. Pamięta, kiedy pewnego dnia przyszli jacyś nieznani żołnierze, by namówić go, by walczył razem z nimi. Gdy podawali mu kałasznikowa, tato wziął broń i uderzył nią o podłogę, krzycząc:

- Nie chcę strzelać do swoich sąsiadów!     

Rozzłoszczeni żołnierze wycelowali broń w niego. N przyglądała się tej scenie przez okno, krzycząc ze strachu:    - Tato! Tato!

Po chwili przyszedł do domu ze łzami w oczach, a N go tak przytuliła, jakby już nigdy miała go nie wypuścić z ramion. Takiego strachu nie czuła chyba przez całą wojnę, a było go niemało.

   Wojna to nie jej tato. Jego zasady i cechy, które zdobył, jako członek partii, uczyniły go trochę „ideologicznym”, ale jego dusza kochała każdego człowieka. Jego „prosta dusza słowiańska”. I to bardziej niż innym się wydaje. Często zawoził paczki dla „chorwackich babć”, które on nazywał ciotkami. Mieszkały w sąsiedniej chorwackiej wsi, która była zajęta przez Serbów. Woził razem z przyjaciółmi i UNPROFOR-em. Zdarzyło się i tak, że Chorwaci z sąsiedniego wzgórza ostrzelali ich samochód. Ale udało im się ujść z życiem. Tato często wspominał, jak jego chorwackie ciocie chciały go całować po stopach, dlatego że im pomagał. Poczuł się wtedy upokorzony i zaczął płakać. To były osiemdziesięcioletnie panie, koleżanki świętej pamięci dziadka. Znali się, bo razem jak to się mówi na wsi „ćerali koze u krš (gonili owce do lasu)”. Po jakimś czasie, gdy dzięki UNPROFOR-owi dotarły do Šibeniku, chwaliły tatę i stryja w radio za pomoc. To później stryjowi ocaliło życie, gdy go zamknęli w obozie podczas pierwszych dniach akcji „Burza”. Tak mówią.

Wiersz o nim, który N napisała podczas pobytu w szpitalu, bardzo go wzruszył i promował go w całej wiosce. Pamięta, gdy miała pięć lat, tato przy niedzielnej kolacji powiedział, że poetą lub pisarzem trzeba się urodzić. Choć wtedy N nie napisała jeszcze żadnego wiersza, bo pierwszy powstał rok później, nosi słowa taty w sercu do dzisiaj, chociaż i tak wie, że on myślał wtedy o Branku Ćopiciu lub Mihajlu Laliciu (albo Tinie Ujeviciu lub Đurze Jakšiciu). N myślała o sobie i Tadijanoviciu oraz o Desance. N wie, że tato powinien napisać własne „wspomnienia” i będzie go do tego namawiała.

    Tato N interesował się wieloma rzeczami, dialektologią też, choć o dialektologii często się mówi w rodzinie N, gdyż wioska jest otoczona miejscowościami, w których ludzie mówią ikawicą, a Čista Mala jekavicą. To wzbudza w ludziach ciekawość. Ich język serbski jest bardziej zbliżony do chorwackiego, niż do serbskiego w Serbii. Jest mnóstwo naleciałości itd.

Tato N lubi też grać na organkach. Często grał na tańcach, oczywiście, gdy był młodszy. Kiedy mieli po parę lat, tato brał ich w koło, N, siostrę i brata stryjecznego i śpiewali i tańczyli „Od Vardara pa do Triglava”. Lubiła te chwile. Raz jej zagrał, gdy wyszła na przepustkę ze szpitala. Chodzili Floriańską, a tato grał. Poczuła wtedy tę nutę radości w sobie, której tak jej brakowało przez długie lata.

W Polsce, po wojnie tato N czuł się bardzo osamotniony. W wielu ludziach szukał bratniej duszy. Wieczorami siedzieli po ciemku, bo im nie podłączono prądu i słuchali radia na baterie. Często z tatą słuchała Wolnej Europy. Słuchał jej nawet wtedy, gdy był w partii. Tęsknił za ojczyzną. W Polsce nie mógł znaleźć zrozumienia i bardzo cierpiał. Nawet w jego uśmiechu widziała ból. Sama policja nie przyjechała do rodziców N, nawet ze względu na to, że patologiczny sąsiad odłączył im prąd, i nikt przez sześć miesięcy, nie zagregował. W nocy przez ścianę słyszeli jak płaczę nastoletnia dziewczyna i krzyczy, a także mnóstwo pijaków. Rodzice N musieli rano wstawać o czwartej do pracy, ale ze względu na nocne balangi u sąsiada, chodzili niewyspani i jeszcze bardziej wyczerpani.

Po latach, gdy wrócił do Chorwacji, mimo że wszystko było zrujnowane i okradzione cieszył się, że znowu jest „w domu”, w swojej ojczyźnie, którą mimo wszystko bardzo kochał. Tato N po prostu potrafi wszystko zrozumieć i kochać każdego człowieka. Przebacza z przejmującym bólem w duszy, ale z uśmiechem na twarzy.

    W Polsce łączył smutne fakty, gdy N ich przez dłuższy czas nie łączyła. Gdy była kolejny raz w szpitalu, powiedziała tacie pierwszy raz w życiu, że go kocha. Chyba potem płakał, a każda jego łza łączyła wtedy jej nielogiczne myśli w całość. Dziś z tatą łączą fakty. Tato lepiej niż N.

 

*starosłowiański sposób pieczenia chleba, zachowany do czasów dzisiejszych w Dalmacji

 

2008/2009

W Karpatach

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

JB Cookies