Olga Lalić-Krowicka - Martwa poezja 2000-2002
***
ambis miłości
na naszych dłoniach śpi
kroczymy poprzez cień broni
miliony lat
zostajemy potępieni świtem końca wojny
i szukamy nieszczęsnej odpowiedzi
kolejne lipy kwitną
wśród gałązek ćpamy woń
ostatnie listy łyka nasze błoto
ambis miłości
na naszych dłoniach śpi
kroczymy poprzez cień broni
miliony lat
2000, Kraków
RATUNEK
wyryłam z pierś
ikebanę wierszy
może za chwilę
wiatr zanuci
łagodność istnienia
wdzięk życia na skrzypcach
morze ptaków na kapeluszu ziemi
las nadziei nad jeziorem
może powrócą lata
prężnych warg na dłoni dziecka
może
chociaż na chwilę
styczeń,2001
NOCĄ
bicie żelazem w piersi
nowa fala przegranych światełek
śmierć pod drzewem
ukoronowanej błotem sarny
wypuszczają czarny krzyż
nad ołtarzem marzeń
zaraźliwi ciężar rozbitego szkła
wyolbrzymia swoją postać
nieskończona opowieść
i tok wierszy
zatrzymują ciemny hałas w dramacie
maj,2000
Kraków
W GÓRY SŁOŃCA GŁOWY
we wyśmianym umyśle ludzkiej wojny
obok malował van Gogh strach
po lądach paluchów biegł smoczek
który utonął za wybrzeżem kolebki
hm, zatrzymuje się świat-obrotów
coraz mniej-Biblii stron-przenikają
do kaszy rozumu-potrzeba
obrony własnej męki-dziecko
nie rozumie-i powstał świat
na gałązkach karłowatego drzewa
śmiała się koza pauzowo grając
na fujarce skały dążeń-gdzie
jesteś lizusie-owca bez rozważań
leżała na łące wyżłobionej
wcześniej teorii-może Platona
może Pitagorasa może Arystotelesa
może Sokratesa czy Talesa...
grudzień,2001
INNE ULICE
Gdy-nie poetą, jestem męczennikiem
i czasem są mi drogie moje rany.
Augustin Tin Ujević
W błogosławionym pokoju
sieje chaos miłości,
kiedy siedzi sam w towarzystwie,
czy jest-pewien pewności.
We wczesnym świetle Hioba
jakby-wracały drogie kwiaty samotności;
odchodził
w cień ciemności.
grudzień,1997/grudzień,2001
Starachowice
TY I JA
dostaliśmy noc
szepty jesiennego deszczu
budujesz twierdzę
a ja szybuję poprzez chwasty
rwą się ręce
skostniałe z bólu
masz gorączkę
przeczytam swój nieistniejący
horoskop
zapach kroków
w tymczasowo skamieniałych
obcasach
PRZEWRÓCONY CZAS
ściśnięta w pazurach
opustoszałego drzewa
łykam znój z czoła
nie wiem kiedy
nadejdzie pora srebrnych skał
kiedy skoczę w jej
niegasnący się dzień
skierowana wzrokiem ku niebu
błagam go o litość
skąd się ona wzięła
w głębi mojego zakrwawionego ciała
przecież kiedyś przysięgałam
że błagać o nią nie będę
może nastąpił dzień rozłamu
oczu od ciała
duszy od nieba
kiedy już nie czuję
prostotę i trudność życia ludzkiego
znormalizowaną postawę
wobec jego zagadnieniom
kiedy wyrzucona z szczęścia
do puszczy
próbuję odnaleźć
szkło marzeń
rozważań
przemyśleń
ostatnią stronę pamiętnika
i zapytać siebie
co dla mnie wtedy oznaczały
te trzy kropki na końcu zdania
lipiec,2001
Starachowice
TY
żyjesz jak mitologia
przekładam noc na sen
koło ciebie tańczą sukienki
już nigdy nie powrócisz
na wiatr dłoni
teraz próchnieją moje paznokcie
na twarzy rosną zmarszczki mojego czasu
jak grzyby po deszczu
wtrącasz nową płytę ciszy
na gramofonie oszustów
nie powiem-kocham
nie powiem-nigdy
ale ostatnie moje sny fruwają
ku obłokom niespełnionych marzeń
czerwiec,2001
Kraków
WIERSZ-TWOJE OCZY MILCZĄ
kochanym jesteś
rozmarynem przed domkiem
płaszczem przeciwdeszczowym
słówkiem na spalonej kartce
nocą malujesz chwilę pod mym oknem
zachwycona twym pieśniami
przywołuję miłość spod pierś
dotknij firanki mandoliną
tik-tak uśmiech zegareczka
piszę pocałunki szalejąc atramentem
czarne prześcieradło iskra głosu twego
nasze kwiaty kwitną
uciekamy do nieskończoności
wiersz-twoje oczy milczą
październik,1999
Kraków
***
bordowe światło firanki
w sercu ma świt
jest mgła w oczach
jednak rozpoznaję nić
w bożym spełnieniu ocalenia
mówię:
ostrej psychozy już nie wytrzymam
marzec,2002
SKRYTA DROGA
rozleciał się święty proch
w moich włosach
leciał motylek jesieni wiosennej
koło żołędzia spokoju
wszystko miało sens
cel jedynie mógł zdobyć mnie
a ja cel
wcale nie miałam pojęcia
ile motylek ma siły
przechowana w pudełku do mydła
lizałam kaszmir czasu...
marzec, 2002
ODDANIE
na powadze twych warg
odnalazłam
własny ślad
każde policzkowanie
mych włosów
złotym prochem
twego
promienistego języka
w tegorocznym wydobyciu się
obejmuje
przyszłość gerberów
na firankach namacalnego cienia
odnalezionej osoby...
marzec,2002
WIERSZ
będę lżejsza
o jeden wiersz
worek z ornamentami
wypuści odłamek perły
będę kroczyć
szybciej niż wczoraj
ręce drukują natchnienie
zasypiam
MYŚL DANICY
kto
niż ty
poszukujesz wiatr
gwiezdnych wojen
twe ręce
zapraszają poranek
aby wstać
runąć do przejrzystej wody
jak zabrudzony most
za którym pozostaje
most zdobyczy
własnych kroków
oświeconych nadzieją...
szpital listopad,2000
OWOC
pisać wiersz
zanotować piórkiem
złote nic
na papirusu wieczności
WCZORAJ
gdy rzuciłeś kotwicę na serce
wiwarium wspomnień
zgasił lampkę za tamą
szepty Hermesa wracali nocą
do pościeli z włosów
gdzie kiełkował księżyc
ze ściegiem na oczach
na parapecie dziewiętnastowieczne
drewniaki głęboko uderzały
w obcasy otuchy
wakacje,2000
Starachowice
***
rąbałeś nocą księżyc
płakałeś-kiedy zauważyłeś
że zaraz nastąpi świt
twe opustoszałe ręce
traciły horyzont
trzymaj się
nie umieraj
łódź zaraz dopłynie
odegnaj żarłoczność
ona zniszczy twą akwarele
pochlapie z nimi
twe tło pod nogami
zanucę ci kołysankę
smoki znikną w legendzie
ale pamiętaj!
Lipiec,2000
Starachowice
ZABÓJCZA IMPRESJA
erytema rozżarzanego ognia
wysysana
przez malarza adebiutanta
bordo-warg poleracja
spalone włosy-echo delikatne
obozu
zabłocone obrazy
przechadzka wędrownicza
za skorupą syfu
zwierzanina ogniu
aby kurwa nie malować
demon wytrzeszczał oczy
czerwiec,2000
Kraków
***
szlifujesz rzeźbę
przecież to moje ciało
boli mnie
skąd lichość
z tłumu fałszerzy?!
ale twe serce z miedzi nie jest
bezkrwiste też nie
nie blefuj
zejdź wieczorem
kiedy słońce będzie
zachodziło za górką
aby rozniosło strupy
z twej ospowatej duszy
lipiec,2000
Starachowice
TĘSKNOTA
jesteś w nici do serca
cieniutki najpiękniejszy
prosty wiersz prosta zasada
żebym ciebie miała
ile mam kamień przejść
po strumyku urzeczywistnienia
nocą widzę szansy
jutrem budzę ciało
rękę trzymasz opartą o moje kolano
jest nam cudownie
kiedy cię zobaczę
na porcelanie świadomości
że to ty
że to odczuwam
w leczeniu się życia tobą
2002
WYGASŁE DZIEDZICTWO
przypowieści edeńskich dzieciaków
drukują na spalonym papirusie
kadzidło na naszych kolanach
i rozdarcie latawca przed lotem
opuściło wspólną haliznę
milenium przed panichidą
sprężystość ciał w zalesionym powietrzu
wpędziła roztruchan zabalsamowanych
nasionek do muzeum
po szkwału fatum
niedzielną wystawę odwiedzają
jacyś znani obcy ludzie
Lipiec, 2000
Starachowice
***
rozłożył hiacynt
w rozwlekłym wiwarium kłamstw
dorożka cichych obrazów
zgniotła pąk
w walizce pachniał kruk
odwiązała różowe sznurki
krupnik jego żołądka
rozlał się po łodydze
muzeum wyobraźni
spaliło jego zaufanie
zanim miał jej coś wysłać
to deptał
na wylocie lizał z otuchą
nikły cień porcelanowych ślady
z pustych dłoni zawsze uciekał
łoskot jestestwa zawsze był symulacją
sparaliżowany rysopis wreszcie zbombardowano
***
wyganiając delikatnie
myśli na papier
hipnotyzujesz moją postać
w herbaciarni umówiliśmy się
czeluść przeszłości zasypała ziemia
ciśnienie spojrzeń rosło
wędkę marzeń zarzucił rybak
do rzeczywistości
siedział cicho na wybrzeżu
łowiąc nas na jedną przynętę
ciepła herbata grzała gardło
obserwując falbanki mojej sukienki
tym bardziej wychodziłeś z siebie
ocean zasłoniętej rozmowy
szkicował wzajemność policzków na piersiach
zażyłam pastylkę twych ust
płynęła przez ciało
powolnie jak parowiec
staliśmy się rewolucjonistami
w zagrożonej tajemnicy naszej miłości
szarpałeś swoje zimne oblicze
o którym mówili
ono wcale nie było umundurowane i wieczne
warząca urojenia twojej dojrzałości
zaprosili mnie w cień szlagierów
Pażdziernik, 2001
POWRÓT
w ciele rosną obrazy
na drodze do siebie
nie jesteś sam
wchłaniając cukierki dłonią
widzisz twarz
znowu mowa o obrazie
kiedy przemawiasz
wśród strzałek słów
luty, 2002
BEZ TYTUŁU
tam most tutaj kasaba
legendy w oczach
filozofia na kratach
co w sercu śpi
ten świat ta historia
bośniackie noce i dni
siedzi sam przytulony
wiecznie-taki sam
czarna oprawa
stara przyszłość nasza
nimfa mu coś do ucha szepcze
jak kobieta której nie ma
odpoczął sobie już
musi w podróż ruszać
długom podróż swojską
wielką niezapomnianą
ach, wypiję rakiję
kielich dwa
sobie Andrić pomyślał
tak aby się rozgrzać
aby lepiej urwać sobie kwiaty
kwiaty wielkie znaczące
białe kwiaty jak czarczafe
niewinne
co tam słychać
w dziewczynę-nasza droga
wczoraj bogómiłka
dziś, wielka pierwsza żona
na kilimie nuci sewdalinkę
tam w piecyku kawa się piecze
zaraz aga z meczetu powróci
dziś biedna na akszam
nie poszła
pojutrze córeczkę urodzi
śliczną małą muzułmankę
za janczarskie zagubione serce
sobie Andrić podróżuje
trochę kultury do Driny
się wlewa-kultury wielkiej zachodniej
francuskiej wiedeńskiej
Boże drogi jak wygodniej
znowu coś mu się narzuciło
jakiś czas dziewczyny dzikiej
przeklętej i pięknej
patrzy Andrić prosto w jej oczy
współczuje biedniej zostawionej
na ploči
życia przekreślonego
życia niemoralnego
chodzi Andrić zamyślony
wiecznie -taki sam
most przekracza
Višegradską raję nie zostawia
tonie tak w jej snach
i płynie Andrić sobie płynie
jak zdenerwowane ciche rybki
w krzywej Drinie
gdzie teraz co znowu
ach panno oderwij się
po młodu
nie ściskaj tej swej kasy
pod oknem bez wzroku
zostaniesz
potem żadne okulary
przeszłość samotność
nic cię nie uratuje
a Ivo tak ci pięknie współczuje
ej, panno panno
wielka panno-nigdy nie będziesz naną
gdzie twoje dzieci
dziedzictwo i sława
gdzie nasz Andrić teraz śpi
gdzie pomnik
co za wojna
Andriću by serce pękło
gdyby na ziemi tego widział
gdyby znowu na czardaku
ciałem siedział
łzy jak z czesmy wylewałyby się
a z czokniem na podłodze
w karczmie by leżał
ej ludzie, ludzie
Andricia naszego nie rozumiecie
jego duch z bólu czarny
nie może nic poradzić
poradzi Andrić sobie poradzi
wiecznie taki sam
pewnie coś w raju pisze
jakąś kronikę wielką
i ništa više...
Wrzesień, 2000
Starachowice
POWRÓT
w ciele rosną obrazy
na drodze do siebie
nie jesteś sam
wchłaniając cukierki dłonią
widzisz twarz
znowu mowa o obrazie
kiedy przemawiasz
wśród strzałek słów
luty, 2002
WAŻNOŚĆ
czuć zapach własnych wspomnień
w kołysance siebie
odnaleźć stracone włosy
wielkiego brzydkiego kaczątka
mieć cierń róży w paznokciu
istotą być
na wyżynie żartu
kiedy ocalejesz...
luty,2002
ZMIANA
okiennica uczuć
rozlała kawę po dłoniach
zbawienia – bordowych ust
obdarzone niebo krzyża
wtrąciło delikatność surowości
do staniczka jabłek
nikt już nie brudził
szorstkością długopisu
na spalonym papirusie rozprawy
***
każda myśl spotkania z wiecznością
może tonąć we dwóch morzach
jeden znak przekleństwa
ma wir zburzenia spokoju
nie pozwolę już na huragan męki
czerstwienia igieł bólu w duszy
lilia rozpięta na krzyżu Jego wysłania
poleruje różem przyszłości
jestem znaną mrówką nieba
na drodze do broni
pożegnałam to co trzeba
ból się już nie dusi za bordową firanką
naga w majtkach wyzwalam ciało
dążenie do doskonałości płakało
chciałam tylko wolności
i odejścia od represji młodego życia umysłu
marzec,2002
PRÓBOWAĆ ZAPOMNIEĆ
jest piękno i jest dzień
irlandzkie taśmy unoszenia się
śpiewają o jednej miłości
każdy okruch ofiary
łyka znój męki
ocalony w młodzieńczych obłokach
masz czas na siebie
uśmiech wróbla na drzewie
pismo święte otwiera kazanie
jest mi dobrze
bez igiełek pogardy
czytam współczesną polską
fragmenty Traktatu moralnego Miłosza
na przykład nie ma wstydu
w bezpiecznej rozmowie cienia z tobą
marzec, 2002
***
nowe życie zawsze wytacza
ból rozstania twarzą w twarz
delikatność wiosny uratowało słońce
wyjście z piekła końca psychozy
bez lekarstw w płaczu
umarłeś
szatan ukrył twoją twarz – prawdziwą
a ja kochałam cię – po prostu
dziś ! jak podejść?
powiedzieć wiadomą już prawdę
może jest lepiej i dalej milczeć
kochać cię spod koca duszy
i mieć wieczne marzenie
marzec, 2002
POCZĄTEK
muszę z tym coś zrobić
w głuchym świetle umysłu marzę
na stole do nieba zatrzymuję się
jednak pożyję siebie
dzięki ci Boże za zbawienie
że w pustce osamotnionej duszy
nie zburzono Ciebie
a było ran gnoju wiele...
marzec, 2002
DROGA DO SIEBIE
miałeś lat jedenaście szatanie
tyle samo co ja
ucieszony smażyłeś umysł róży
czy byłeś przygotowany do dzisiejszej walki
kiedy
rozum już nie śpi w połamanej
świadomości obrazów łez
Bóg powrócił z naiwnego spaceru
niczym mężczyzna wyobrażał
Panteon świateł zbawienia
po zdradzie w haremie
lilia wybaczyła miłości przekleństwa
po drugiej stronie echa
zaraz wstanę z pościeli nut literek
utworzę kreseczki podziału światów
na horyzoncie skojarzeń – kiedy
odległość czasu zbliża ciała
zostawiając wolność
wybudowanym domkom duszy
w jednej enklawie siebie
luty, 2002
ZROZUMIEĆ OBRAZ
na ścianie arrasów pędzelka
zostaje nić wielka
która
wyrównując w główce świat
pomalowanym symbolom daje znać
żeby
dusza w podziwie niezwykłego piękna
przekazała
sercu – boskie cudy rąk
na przestrzennym umyśle
akwareli stos do rozprowadzenia...
SZUKAĆ WIELKIEJ MIŁOŚCI
w nocy dotknęłam ramię
lewą ręką łóżka studenckiego
ten szept osiągniętego celu miłości
nazwał ciebie po imieniu
masz lat wieczności
w przezroczystości myślę o tobie
wkrótce będę mieć dwie równe dwójki
jedną weź na określenie lat
w echu nas jest cicho
z wyrozumiałością pięknie
czy mam liczyć łzy dążenia
na tym szkle w tym dzbanku
jutro co mi znowu powiesz w kocu marzeń
będziesz ciepły delikatny sensualny
taki jaki po prostu jesteś
jeszcze a propos twej sensualności
chcę zaznaczyć nadnaturalność twego istnienia
wśród kasztanów alej na odludziu
nie musi nikt nic wiedzieć
jest mi dobrze grzeją mnie twe włosy
niczym zmęczony kaszmir codziennością
jednak budzę cię w każdej chwili może
tylko-gdzie?
Marzec, 2002
DO...
Kryję piersi za prysznicem kosmosu.
W twych oczach wezbrany cyrk aniołów tańczy.
Jesteś-niczym mgłą na mych kolanach.
Ile lat mam przejść żeby ciebie zdobyć?
Masz uśmiech szarmanckich róż.
Twe ciepło oświetla moją dusze.
Chcę zostać schowana.
Osiągnąć wieczność miłości wraz z tobą.
Każda myśl twego skupienia powiewa w moją stronę.
Jesteś tą magią poranku na cyplu czekania.
Wszystko co mam osiągnąć kładę na twoje dłonie.
Nie, nie już uciekać nie mogę;
Na skrzydłach twego ukrytego pukania.
Jeżeli chodzi o tajemnicę czasem nie ufaj mi.
Mogę ci powiedzieć kłamstwo że cię nie kocham.
Na statku odejścia zmienię się w ocean twego ciała.
Moje odejście będzie naszym początkiem.
Twoje odejście będzie naszym spotkaniem.
Zamknięci w domku Anioła stróża po prostu kochamy się.
Umierając razem w sobie odchodzimy do nas.
Kim jesteśmy w świcie pragnienia?
Dwie małe iskry dotyków lat milionów ognia.
Nasze dzieci czy będą miały na imię;
W kołysance płaczu radości życia.
Kocham Cię.
Marzec, 2002
ROZUM
zniszczone marzenia nad talerzem zupy
po prostu bolą jak cholera
Boże ocal główkę , nadaj jej imię
rozszerz płatki róż
w straconych latach otępienia
bądź ! tutaj! nie zostawiaj mnie
czemu wstyd czemu zdziwienie
koszmarnie jest być w garści
samotności
wyznaczonej przez szatana
ten lęk ten grzechu grzech
nasunął olbrzymi płaszcz
wydobywaj Ojcze
wydobywaj z łaski swej zdanie
nie opuszczaj naturalność
bólu radości
nie szukam światła
szukam kamień zbawienia
nastąpi w Biblii
to nie śmieszne
to boli łobuzy
a ty Ojcze nie śpij nade mną
zostaw samotność
jeżeli tego wymagasz
tym razem wielki zbożu
w swoich rękach
PO PÓŁNOCY STWIERDZEŃ
dmucham w noc oczekiwań
mój stolik może istnieje
w perlistym staniku ojczyzny
kiedy w zardzewiałym płaczu przeszłości
poetyckie chwile skutkują
każdy słój słowa wyrzuca białe płatki
do zeszłorocznego snu o zielonym pająku
to miała być twoja śmierć szatanie
w kopercie zazdrości – na wskazanie
poszedł tłum zgniły twarzy
nie jestem twym sublokatorem
prawdziwemu cierpieniu udawało się
obwieszczać właściwy smak
w polerowanym oku nieba z czystego srebra
marzec, 2000
***
budzisz
dzwon rozbity nie zaniosłeś
osiołek zaginął
we włosach czarownicy
w beczce zdrowia
umarło skrzydło
otępiony układ z powietrzem
wydobył z siebie
może kwiat może kruka
po prostu może nic
listopad 2001
***
wargi przepiórki
wsadziłeś do komina
różowe rytuały
Bóg przekreślił
rzeczywistość ukryta
zmieniona przekręcona
w świetle dziennym
połknęło dziecko
tam-na otwartym morzu
płyną majtki pończochy
staniki
hej kamieniu
miałeś kiedyś telewizor
oderwie się
muszę dziś zrobić coś poważnego
na przykład
ugotuję piwo z marmoladą
dajcie mi ten rysunek
myślicie, że dokładny
zdepczę go
nie będę nic poprawiać
listopad, 2001
NA ROZDROŻU ODEJŚCIA
uszyte ubrania
z przedwczesnego owocowania
brzoskwiń
spięły nas w lepiance myśli
na futerkowej podłodze
przytaczałeś
sentencje
niedojrzałego poety
lekkość lokomotywy przelatywała
poprzez nasze umysły
przepełnione słoiki z szuflady
wypuszczały
łzy
sokowatych marzeń kapy
szereg porcelanowych aniołów
parzył kawę w kominie
duszy
szum wody podskórnej
zabierał
ziemne bezpieczeństwo ciszy
przeczuwałam dawno temu
śmierć jeleni
w rozpędzonym świetle
UKSZTAŁTOWAŁA NAS KROPLA ŻYWICY
listopad, 2001
Kraków
ANASTEZJA CZASU I PRZESTRZENI
zgnilizna zieleni
na zgredniałym drzewie
kiełkowanie dzieci molocha
gilzy na krepach
i roztrzaskane lutofory
wzrost piękowstrętu na otoczenie
obok-krosna gdzie codziennie handlują
z wyciętymi emblematami
a z pagórków odchodzą
od ognia spalonych
tryptyków i retabulumów
wysławiając w transportach
dokonania swej pieśni
wakacje, 2000
ROMANSA
gdy niebem kroczą aniołowie
a zapach pigw rośnie w moich włosach
miłosne szepty naszych ust
odzwierciedlają spojrzenie na ścianach
(przemalowane iskierkami bólu)
zostańmy na prześcieradle ciepła i pożegnań
nie chowajmy swych warg
przylecą sokoły z filiżanek
wiatr zawieje pogardę do otchłani
zranione konie pobiegną na Sahary
zamknij drzwi nie śmiej się strachowi
znikł ze swoim czasem
powrócił do złocistej skrzynki diabełka
gdy Afrodyta stała się ciałem
wakacje, 2000 Starachowice